wtorek, 5 sierpnia 2014

Prolog "Zły początek"

                                     +Zły początek+
     Marcelina została przyjęta do szkoły pomimo problemu ojca i małej ilości środków. Udało się! Miała taką nadzieję.
     Jej ubrania wyróżniały się wśród innych. Ale raczej w ten gorszy sposób. Nie miała przyjaciół czy znajomych. Nikt do niej nie podchodził, nie zagadał. W szkole czuła się źle. Przychodziła tam tylko po wiedzę, której pragnęła.
     Ma dwóch braci: Edwarda i Stefana. Stare imiona nie dawały im oczekiwanej popularności. Wszystko w złym świetle. Ojciec jest alkoholikiem. Nie leczy się, tylko przepija całą rentę. Matka zmarła, gdy Marcelina miała jedenaście lat. Pamięta ją jako dobrotliwą duszkę. To mama chroniła ją przed ciosami ojca. Chociaż sama też była bita i gwałcona przez niego. W domu tej rodziny rządzi patologia. Jeśli w ogóle można nazwać to miejsce domem... Bowiem żyli w obskurnym bloku, do którego nikt nie zaglądał. Kręcili się tam sami przestępcy. Policja olewała wszystko, co się tam działo. Czynszu nie płacili, bo właściciel ze strachu oddał niszczejący blok. W mieszkaniu mieściły się trzy pokoje: sypialnia, kuchnia, toaleta. Marcelina wraz z braćmi koczowali w sypialni. Ojciec nachlany zajmował kuchnię - w której miał materac - i toaletę, żeby tam wymiotować.
     Życie stawiało wiele poprzeczek przed Marceliną. Musiała być na usługach taty i wychowywać dwoje rodzeństwa. Była dla nich jak matka. Zawsze starała się im pomóc. Dorabiała sobie jako opiekunka do dzieci. Tym sposobem mogła kupić sobie najpotrzebniejsze rzeczy. Na książki nie było ją stać. Myślała o lepszej pracy, lecz gdzie może się zatrudnić szesnastolatka? Ale o to zadbała szkoła, wypożycza ona książki dla niej i jej braci. Tym sposobem kupuje tylko parę zeszytów, piórnik i długopis. Potem zostaje tylko resztka na jedzenie. Wszystko jest zaraz potrzebne w szkole i wszędzie. Nowe ubrania, przybory czy choćby buty. Chodziła w tych samych od dwóch lat.
     Marcelina nigdy się nad sobą nie użalała. Codziennie modliła się do Boga o lepszy dzień. Miała nadzieje i to było ważne. Wciskała tą wiarę w swoje rodzeństwo, które brało z niej przykład. To jednak nie oznaczało, że nie ma ona z nimi problemów. Starszy z braci - dwunastolatek - wdał się w geny taty, co było utrapieniem dla dziewczyny. Ale próbował się od tego uchylić. I tak sprzedawał coś na boku lub pożyczał od nieznanych facetów. W ten sposób uzbierało się więcej pieniędzy. To wszystko zaniepokoiło Marcelinę. Z bólem patrzała na brata, gdy ten przynosił kasę. Była im potrzebna, więc, cierpiąc, brała. Jednakże zawsze go upominała i zakazywała robienie tego. On nie słuchał, jak to nastolatek.
     Ona nigdy się nie poddawała. Miała gdzieś wzroki innych na jej osobie. Dziewczyna ma wiele pięknych cech, lecz nikt nie chce poznać jej wnętrza, ponieważ innych odstrasza zewnętrznie.


^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
I jak się podoba prolog? Czy nie przesadziłam? Chciałabym znać Wasze opinie :)

2 komentarze:

  1. Hej, wpadłam na twojego bloga i postanowiłam przeczytać prolog. A więc, zaskoczył mnie. To musi być trudne, a nawet bardzo dla Marceliny... takie życie to koszmar! Zdziwiłam się, że nie doszło u niej do jakiejś depresji czy próby samobójstwa, ale najwidoczniej powstrzymała ją od tego troska o młodsze rodzeństwo. Naprawdę... to było mocne.
    Na pewno jeszcze kiedyś wpadnę.
    Zapraszam do mnie:
    tam-gdzie-sa-ukryte-moje-demony.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć. Dziękuję. No tak, rodzeństwo jest dla niej najważniejsze...
      Na pewno wejdę! ;)

      Usuń