wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 1. "Nowe i stare znajomości"

                     + Nowe i stare znajomości +
     Wstałam wraz ze wschodem słońca. Edward i Stefan jeszcze spali. Poruszałam się po mieszkaniu bezszelestnie. Nie mam zamiaru obudzić ojca. Podeszłam do rozpadającej się szafy i zabrałam stamtąd umyte wczorajszej nocy ubrania. Przeszłam na palcach do toalety i opłukałam zimną wodą twarz. Rozczesałam włosy i spięłam je w koński ogon. Szybko się przebrałam i zjadłam kawałek kromki. Przygotowałam także śniadanie dla braci. Przygotowana do pierwszego dnia szkoły, lekko szturchnęłam Stefana, który zaraz się ocknął. Dwunastolatek znał sposób, aby obudzić brata bez krzyków. Tak więc zaraz zjedli śniadanie i wyszli z ohydnego mieszkania.
     -Wszystko macie? - zapytałam. Oboje pokiwali głową. - Więc lećcie do szkoły.Widzimy się po lekcjach przed bramą. - Pomachałam im na pożegnanie i udałam się do budynku liceum w przeciwną stronę.
     Znowu ta szkoła. Znów ci wszyscy ludzie patrzący się na moje ubrania, moją twarz i moje zachowanie. Przy nich nie czuję się sobą. Muszę przed nimi udawać. Dzień w dzień. A także powstrzymywać płacz. W tym już jestem mistrzynią! Daję się ponieść w weekendy, poza domem. W ogóle z braćmi nie wracamy do domu od razu po lekcjach. Dopiero gdy wiem, iż ojciec już śpi. Nieraz zdarzają się niespodzianki - ukochany tatusiek jeszcze leży i czeka...
     Nienawidzę go. Z całego serca go nienawidzę! Gdy tylko dam radę zabrać rodzeństwo wyniesiemy się stamtąd. Kiedy tylko zdobędę odpowiednią sumę pieniędzy. Chodzi tu tylko o przetrwanie. Przy nim się nie da. Jak można całe pieniądze wychlać? Pytam się: jak?!
     Jak zwykle lekko poddenerwowana swoimi myślami zbliżyłam się do wielkich drzwi szkoły. Przywitały mnie śmiechy uczniów stojących przed szkołą lub w. Skrzyżowałam ręce na piersiach - to wyglądało, jakby mi było zimno, nie było - i zacisnęłam chude palce na bluzce. Jestem chuda, czego nie da się ukryć. Wysoki chudzielec - takie przezwisko też słyszałam. Mam kościstą każdą część ciała. Żyły wystają mi ponad skórę. Moje ręce wyglądają staro, a moja twarz wyraża powagę. Nie uśmiecham się zbyt często. Pytanie: do kogo miałabym?
     Przeszłam przez korytarz do swojej szafki i wymieniłam książki. Musiałam na nie uważać. Jedno zadrapanie, jeden ślad po użyciu i po mnie. Dlatego starałam się jak mogłam.
     Odeszłam od szafki i obok mnie szły trzy panny, których nie lubiłam. Zawsze nadęte i niezbyt przyjazne. Przywódczynią jest Laura Gorgi, jej klonami są: Miranda Sommers i Dorothia Ymng. Ta druga przyjechała z wymiany z Chin. Jedno z jej rodziców wychowało się tutaj. Nienawidzę ich. Uważają się za najlepsze, ponieważ mają pieniądze.
     Szczerze, Dorothia była zupełnie inną dziewczyną, zanim poznała Laurę.  Nawet przez krótki czas zaznajomiłyśmy się.Nie przeszkadzała jej moja sytuacja życiowa, a wręcz wzruszała, lecz bez litości - za co jej szczerze dziękowałam. Ale potem bańka prysła. Laura oczywiście ją przebiła. Zaczęła jej coś wmawiać i przekabacać na swoją stronę. Nie zamierzałam walczyć z tą osobą, ponieważ wiem, iż bym poległa.
     Chodzę z nimi do jednej klasy od początku podstawówki. Wtedy jeszcze mama była i jako tako się ubierałam. Lecz potem się zmieniło i, do dzisiaj, jestem przez nie maltretowana psychicznie. Tym razem także nie mogły odpuścić. Oczywiście.
     -Patrzcie, dziewczęta,kto się dostał do naszej szkoły - powiedziała z udawanym zdziwieniem Laura. - I przyjęli cię z t a k i m i ubraniami? - Zaśmiała się. - Kompletny brak gustu i... kasy. - Teraz śmiechem zawtórowały jej pozostałe towarzyszki i parę przypadkowych osób, podsłuchujących naszą konwersację.
     -A ciebie przyjęli z móżdżkiem wielkości orzeszka? - odszczekałam z zaciśniętymi zębami, próbując zachować spokój. Powinnam się już przyzwyczaić do takich sytuacji. - A teraz zejdź mi z drogi, bo idę na lekcje. - Uniosłam brwi i przecisnęłam się przez nie.
     Odetchnęłam z ulgą, gdy znalazłam się pod salą od języka angielskiego. To, co powiedziałam może dało jej coś do zrozumienia. Zdawała do kolejnych klas za sprawą pieniędzy swojego ojca, który kierował poważną firmą. Jego pięknym marzeniem pewnie było, aby jego córka zajęła jego miejsce po śmierci. No już to widzę! Laura Gorgi miałaby kierować całą firmą i podpisywać różne papiery, rozmawiać kompetentnie z konkurencją lub sprzymierzeńcami? Tego nie można sobie nawet wyobrazić.
      Gdy wreszcie zadzwonił dzwonek weszłam do sali wraz z innymi uczniami. Na lekcjach siedziałam sama w pierwszej ławce. Każdy mógł usiąść wszędzie - oprócz mego boku. Lecz tego pierwszego dnia liceum usiadł obok mnie chłopak. I to całkiem ładny. To dla mnie totalne zdziwienie. Od kilku lat siedzę sama, więc poczułam się w tym momencie dziwnie.
     -Jest dużo wolnych miejsc - powiedziałam "na dzień dobry".
     -Myślisz, że jestem ślepy? - Nigdy go wcześniej nie widziałam. Te słowa wypowiedział z lekkim uśmieszkiem. To chyba pierwszy raz.
     -Nie, skąd - zapewniłam i wsunęłam nos do książki. Czułam, że chłopak kręci się na krześle. Pewnie szuka nowego miejsca, przeszło mi przez myśl. - Nie zrobisz mi przykrości. Usiądź obok kogoś bardziej towarzyskiego z kasą.
     Prawda jest taka, że przyjęli mnie do tego liceum za moje wyniki w nauce. Tu mogą się dostać tylko takie osoby oraz jegomoście z portfelami wypchanymi po brzegi.
     -Kto powiedział, że chcę zmienić miejsce? - zapytał z miną niewiniątka.
     -Po prostu już sobie idź - poleciłam z zaczytaną głową. Nie chcę, żeby siedział przy mnie z litości ani z innych pobudek dobrotliwości.
     -Nie mam zamiaru - oznajmił, zapewne z zahartowaną miną, na co wskazywał ton. - A tak w ogóle, jestem Calvin Fraistone. - Wyciągnął rękę, a ja - trochę nieśmiało - podniosłam głowę i ze spokojem spojrzałam na oczy, później dłoń. - Przedstawisz się? - zapytał z kpiącym uśmieszkiem.
     -Marcelina Loodark - wydusiłam z zaciśniętego gardła i uścisnęłam swoimi kościstymi palcami jego rękę.
     -To już pierwszy krok! - Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. - Już się poznaliśmy. Teraz czas na rozwinięcie naszej znajomości.
     Nieraz czułam dziwne uczucie, gdy mówił, jak gdyby się ze mnie wyśmiewał z tym ironicznym wykrzywieniem ust. Przy nim byłam nieswoja. Ale i tak pewnie zaraz znajdzie sobie kogoś, zostawi krzesło obok mnie puste i pójdzie do innej osoby.
     Wreszcie przyszła panna Hunnar, która zawsze tryska energią i właśnie nią nas zaraża. Po lekcjach z panną Hunnar każdy jest prze szczęśliwy. Żarem wesołości ochlapuje wszystkich.
     -No dobra, uczniowie. To: jak wam się podoba? Pierwszy dzień szkoły, czy to nie ekscytujące? - Przysiadła na skraju biurka, zaciskając kciuki z emocje i podniesienia.

     -To usiądziemy razem? - zapytał Calvin na przerwie obiadowej. Jak zawsze, chciałam znaleźć bibliotekę i się w niej zaszyć. On mi jednak tego dnia przeszkodził. Z tacą pełnego jedzenia zapytał: -A ty nic nie kupujesz?
     -Nie, nie jestem głodna - odparłam i zaczęłam zmierzać do schodów.
     -Hej, hej, hej, gdzie uciekasz? I widzisz, wszystko niszczysz! - mówił teatralnym głosem. - A zapowiadało się tak pięknie!
     -Śpieszę się.
     -Przysiądź choć na chwilkę. Chodź do grupy osób... - Wyraz mojej twarzy musiał go zmusić do powiedzenia: - Dobra, usiądźmy tam za wszystkimi, w kącie, pasuje?
     Z ociąganiem kiwnęłam głową i wlokłam się za nim. Nie miałam ochoty na dalsze rozmowy. Tym bardziej z nim. Nie znałam go, to po pierwsze. Po drugie nigdy się nikomu nie zwierzałam. Zawsze tylko dobra minka i nikt się tobą nie przejmuje.
     -Na pewno nie jesteś głodna? Wyglądasz na wychudzoną. - Gdy na mnie spojrzał dodał: - Tak tylko mówię - podniósł ręce w geście poddania się - nie zmuszam cię. Nie chcesz to nie jedz, ale spróbuj tego wyśmienitego makaronu! Mniam! - W moim żołądku coś się ścisnęło, ale nie chcę brać od niego żadnego jedzenia! W ogóle niczego! Tak więc, pokiwałam głową, na znak, że niczego nie potrzebuję. - Dobra. - Wzruszył ramionami.
     Wtedy podeszły do nas trzy dziewczyny, łatwo domyślić się które.
     -I proszę! Och, jaka słodka para gołąbków. - Skuliłam się. - Marci, nie chowaj się, kochana.
     -My się jeszcze nie znamy - przerwał jej Calvin. - Calvin jestem.
     -Wiesz, zdaje mi się, że coś mówiłam. Ale ładny jesteś, więc wybaczam. Laura Gorgi. Po co się zadajesz z tym zerem? Jesteś nowy - jak dla mnie - więc korzystaj.
     W tym momencie nie wytrzymałam, wstałam od stolika i pobiegłam w stronę biblioteki.
     -O, idziesz się popłakać - usłyszałam Laurę.
     -To żałosne - zawtórował jej uczeń.
     -Haha, i z czymś się zgadzamy...
     Nie wiem, może coś jeszcze mówili, ale nie dosłyszałam. Ona musi mi zniszczyć wszystko! Uspokoiłam się przed drzwiami do pomieszczenia. Nie spłynęła po moim policzku ani jedna łza, lecz miałam zamazany wzrok. Ze spokojem weszłam i grzecznie przywitałam się z panią bibliotekarką - panią Tanti.
     Usiadłam za regałami przy bocznej części pokoju. Wyjęłam książkę od matematyki i próbowałam przypomnieć sobie wszystko, co trzeba umieć na tę lekcję. Jednak spokoju nie dawała mi myśl, iż skompromitowałam się przed  Calvinem. Wiem, że do tego i tak by doszło, ale akurat o n a musiała się do tego przyczynić? Teraz mogę być pewna: chłopak już przy mnie nie usiądzie. Będzie się zadawał z przyjaciółmi Laury.
     Może i dzisiaj poznany, ale myślałam, że będzie inny. No cóż, znów się zawiodłam. Powinnam się już do tego przyzwyczaić.

3 komentarze:

  1. Boże, biedna Marcelina. Naprawdę jest mi jej szkoda i szczerze jej współczuję. ;-; Nie dość, że ma jakiegoś popieprzonego ojca to jeszcze w szkole jest wyśmiewana tylko z takich głupich powodów... I Calvin... mam nadzieję, że on przejrzy na oczy i jakoś wspomoże Marcelinę, obroni ją przed kpinami... Cóż.
    Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdzial mi sie naprawde spodobal :D czekam z niecierpliwością na następny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :) Rozdział jest już napisany i czeka tylko na niedzielę :)

      Usuń